Zgodnie twierdzimy, ze tak to mozemy sobie latac. Przyjemny, spokojny lot, zero turbulencji, pyszne jedzenie, filmy, muzyka, ksiazki, gazety- w zasadzie nie wiem kiedy ten lot mi zlecial, bo majac tyle atrakcji ledwo zdazylam sie nimi nacieszyc, o spaniu nie wspominajac. Po przylocie na miejsc o dziwo czekala na nas taksowka ( widzac dziesiatki kartek z nazwami hoteli szczerze w ta watpilismy) To ze taksowka czekala na nas to tez pewien skrot myslowy- w rzeczywistosci to my musielismy czekac na nia,ale ktos czekal, ktos nas zaprowadzil, ktos nas odebral, wsadzil do samochodu i z nami pojechal. Jadac do hotelu staralam sie nie dziwic i tylko w dwoch miejsacach marzylam o tym,zeby pod zadnym wzgledem nie okazalo sie ,ze to tutaj. W hotelu oczywiscie tez zbyt latwo byc nie moze, Pan na recepcji probowal nas przekonac, ze mamy rezerwacje tylko na jedna osobe,ale polegl, a pokoj na 4 pietrze okazal sie calkiem przestronna norka o zapachu kulek na mole. Zapach kulek na mole chyba wsiakl nam w skore, ale tlumczylismy to sobie faktem, ze moze to pomoc w walce z komarami;) Z jet logiem zerwalismy sie o swicie-czyli jakiejs 9 (jakas 4-5 rano czasu naszego), tylko dlatego,ze obudzili nas na sniadanie.Po sniadaniu ruszamy w indyjski swiat- chociaz cholera go wie co nas czeka po wyjrzeniu z tej nory:)