Siedzimy w kafejce internetowej niedaleko stacji CST. Po calym dniu szwendania po Mumbaiu mam wrazenie, ze nie tylko sie lepimy,ale juz calkiem kleimy sie kilku centymetrowym brudem i kurzem;) Duzo by mozna bylo pisac na temat szoku jakiego doznalismy, jednak przygotowani na wszystko "India- everything possible" dajemy rade i wtapiamy sie powoli w krajobraz. Mecza mnie tylko troche te nieustanne negocjacje, ale po kolei. Pierwsza taksowka z hotelu zamiast prosto na dworzec Wiktora trafilismy na Dharavi Slum czyli slynna mumbajska pralnie. Nie wiedzac co sie dzieje nie chcialam nawet wychodzic z taksowki, na szczescie Sylwek sie odwazyl,a ja niesmialo pokroczylam za nim. Pierwsze wrazenie-szaber plac z mnostwem ciuchow,ale potem zauwazylismy,ze dosc ciekawie wyglada widok mezczyzn robiacych pranie w jakis olbrzymich kamiennych? baliach (nie mam najmniejszego pojecia nawet czy moge tak to nazwac) Nie przygladalismy sie zbyt dlugo, bo w ciaglym "nie wiadomo o co chodzi" chcielismy dotrzec do pierwszego punktu przelotowego,zeby zostawic plecaki. Na dworcu po powiazaniu i zabezpieczeniu plecka (linka przechodzi pierwsze testy) pozbylismy sie jakis 20 kg i ruszylismy dalej. Po malej rozkmince przygotowawczej do pierwszego rajdu, ruszylismy na poszukiwanie pre paid karty i kantoru/ banku, totalnie zapominajac,ze dzisiaj jest niedziela. Karte udalo sie sprawnie zalatwic, bank musi poczekac. W koncu pora na zwiedzanie. Dotarlismy do India Gate, gdzie najsmieszniejsza byla sesja zdejciowa, ktora pewna Panie zapragnely sobie ze mna zrobic. Skad one wiedzialy, ze Stupens tam dotrze, no ale co sie dziwic, niewielu takich bialasow na swiecie:))). POtem TajMahal hotel,przypadkowe spotkanie z Polakami, ktorzy tutaj ZYJA (oh my God;)) Nasz podziw, spacerek wzdluz wybrzeza, male zakupy, szybka stolowka (narazie ciastko) i oto jestesmy. Za chwile pierwszy pociag, naspiszemy wiecej jak dotrzemy do Aurangabadu, bo jednak z tym netem nie jest tak pieknie jak nam sie wydawalo. Buziaki i pozdrowienia ;)